- Stropy, wszystko się popaliło, nie zostało praktycznie nic. Zostały tylko mury - mówi pogorzelczyni Monika Andrzejewska.
To efekt pożaru, który wybuchł kilka dni temu w domu państwa Andrzejewskich. To miała być zwykła, styczniowa noc. Pani Monika oglądała bajki z najmłodszym synem, który obudził się w środku nocy, zegar pokazywał trzecią...
- Nagle wpadł sąsiad i mówi, że się dach pali. W domu nie było dymu, nie było niczego czuć. Ja mówię: jak to możliwe, że się pali, skoro siedzimy i nie ma dachu ani niczego. Wybiegłam z nim na dwór, patrzę i faktycznie - palił się szczyt dachu - dodaje poszkodowana.
W domu oprócz pani Moniki i najmłodszego syna, była jeszcze dwójka starszych dzieci, która spała na górze. Kobieta wszystkich wyprowadziła na zewnątrz. Udało się także uratować liczne zwierzęta, bo państwo Andrzejewscy mają m.in. psy i króliki. Inaczej było z rzeczami, które zostały w domu. Niestety nie ocalało praktycznie nic. Dlatego na portalu zrzutka.pl zaczęła się zbiórka pieniędzy na odbudowę domu. Wiele osób nie pozostało obojętnych.
- Odzew społeczny był bardzo duży. Właściwie po informacji o zbiórce na Facebooku, wiele osób chciało pomóc. Rodzina, która utraciła wszystko w pożarze, to dobra rodzina. Empatyczni ludzie, mają dużo zwierząt - myślę, że ten odzew wynikał też i z tego - tłumaczy Katarzyna Małek z Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Lipce.
Państwo Andrzejewscy mieszkają teraz u rodziców pani Moniki. Na razie ze względu na brak własnego lokum, rodzina nie potrzebuje pomocy rzeczowej, tylko finansową . Tak, by móc jak najszybciej wrócić do swojego domu.