Konflikt między ratownikami a dyrektorem w trzcianeckim szpitalu trwa od dawna. Ratownicy w ubiegłym roku, po protestach wywalczyli sobie podwyżki. Po ich uzyskaniu, otrzymali też obiecany przez ministra zdrowia dodatek. Teraz więc dyrektor chce im te pensje obciąć i to nawet o kilkaset złotych. W grudniu otrzymali wypowiedzenia dotychczasowych warunków pracy.
– Dyrektor przekonywał, że sytuacja szpitala jest trudna i on nie jest w stanie utrzymać tych pensji. Po czym, po komisji zdrowia odbyła się Rada Powiatu, gdzie pan dyrektor otrzymał 3500 złotych podwyżki do kwoty 19 tysięcy złotych miesięcznie - mówi Dezyderiusz Łaszkiewicz, ratownik medyczny z Trzcianki.
Ratownicy mają teraz dwa wyjścia albo nie zrobią z tym nic i tym samym przyjmą nowe warunki płacy, albo podpiszą oświadczenia o nieprzyjęciu nowych warunków. Wówczas to będzie oznaczało, że od kwietnia nie będą już pracownikami szpitala. A to oznacza, że za dwa miesiące karetki znów nie wyjadą do pacjentów.
Dyrektor szpitala tłumaczy, że ratownicy wywalczyli sobie pensje w wysokości 4972 złotych netto. W międzyczasie minister zdrowia wprowadził 30 proc. dodatek do pensji ratowników, dlatego...
– Wyrównuję pensje do ich postulatów, bo wprowadzenie 30% dodatku spowodowało, że ich pensja zasadnicza wzrosła o 1500 złotych ponad ich postulaty - mówi Mirosław Szymajda, dyrektor Szpitala Powiatowego w Trzciance.
Ratownicy twierdzą, że propozycja redukcji wynagrodzeń jest zemstą dyrektora za poprzednie protesty. Ponadto ich zdaniem Narodowy Fundusz Zdrowia płaci szpitalowi pieniądze na podwyżki płac. Sprawa trafiła do Sądu Pracy w Pile.