Rzeka Zambezi płynie przez Czarny Ląd na wschód. Przez ponad 2 i pół tysiąca kilometrów ogrom wody pcha się w kierunku Oceanu Indyjskiego, po drodze tworząc przyrodnicze arcydzieło. Przez lokalną ludność nazywany jest Mosi-oa-Tunya, co w języku Kololo oznacza “dym, który grzmi”. Ogromne masy wody spadające z ponad stu merów w dół rozbijają się na cząsteczki, które siłą uderzenia wyrzucane są w górę, tworząc hałaśliwą mgłę widoczną z odległości nawet 50 km.
Dla świata zachodniego odkrył ten krajobraz szkocki badacz i misjonarz. W 1855 roku David Livingsone płynął rzeką Zambezi, gdy nagle jego oczom ukazał się ten zachwycający widok. Nazwał je na cześć królowej brytyjskiej - Wodospadami Wiktorii.
W Parku narodowym Mosi-oa-Tunya jest jeszcze jedna atrakcja, której nie można odpuścić. Białe nosorożce. Nazywane są szerokopyskimi, bo jedzą głównie trawę i w takiej pozycji najczęściej można je zastać. Białe są unikatowe. To gatunek zagrożony wyginięciem. Wszystko przez zabobony związane z ich podwójnym rogiem. Rozpowszechnione, szczególnie w Chinach, wierzenie, że sproszkowany róg tego olbrzyma jest lekiem na wiele chorób, ale przede wszystkim na potencję spowodował niemal doszczętne wytrzebienie tego gatunku. Rogowy proszek kosztuje więcej niż złoto tej samej wagi. Naukowo kompletnie nieuzasadniony wymysł niestety do dziś ma się w Azji całkiem dobrze, a skutkuje nielegalnymi polowaniami w Afryce.
fot. Agnieszka Kledzik
Komentarze
Zobacz także