Na poniedziałkowej konferencji prasowej w Otwocku, wicepremier i minister aktywów państwowych Jacek Sasin stwierdził, że dystrybucją węgla powinny zająć się samorządy. Według polityka czarne złoto miałyby pozyskiwać miejskie spółki komunalne. Z kolei włodarze gmin twierdzą, że nie mają odpowiednich narzędzi do zrealizowania pomysłu.
– Z czego mam zrezygnować w mieście? Mam przestać dostarczać wodę, żeby sprzedawać węgiel? Pracownicy MEC-u mają przestać pracować, żeby sprzedawać węgiel? Pracownicy w urzędzie mają przestać obsługiwać? MOPS ma przestać działać? Wypłacamy dodatki mieszkaniowe to teraz mam tych pracowników oddelegować do tego, żeby węglem handlowali? - pyta retorycznie Jacek Gursz, przewodniczący Stowarzyszenia Gmin i Powiatów Wielkopolski, burmistrz Chodzieży.
– Węgla nie powinno zabraknąć, jeśli wszyscy popracujemy nad tym, żeby rzeczywiście logistycznie ten cały proces działał bez zarzutu, a możemy również dostarczyć go taniej (…) wtedy będziemy mogli sprzedawać bezpośrednio ten węgiel po takich cenach, jaki jest koszt sprowadzenia tego węgla do Polski, plus transport do miejsca docelowego - mówi Jacek Sasin, wicepremier, minister aktywów państwowych.
Samorządowcy twierdzą, że sprzedaż węgla to nie zadanie dla miast i gmin. Według Jacka Gursza, dodatek węglowy to tak naprawdę oddanie pieniędzy społeczeństwu, które wcześniej zabrał w drożyźnie rząd.
– Węgiel kosztuje 3 tysiące, w tym przypadku będzie kosztował nawet 3700 tylko po to, żeby wyciągnąć z tego węgla większy VAT, a VAT trafia z powrotem do państwa - odpowiada Jacek Gursz.
Aby zachęcić samorządy do współpracy w dystrybucji węgla, rząd przygotowuje specjalny system dopłat. Nawet kilkaset złotych na tonę. Ma to pomóc obniżyć cenę węgla dla odbiorców.