Święta w kulturze ludowej zawsze były szczególnym, magicznym czasem. Zwyczaje i wierzenia wigilijne na Krajnie były przeważnie związane z tymi występującymi w pozostałych częściach Wielkopolski. Nie brakowało tu jednak także pewnych wyróżników jak zupa z suszu czy słomiane powrozy, którymi obwiązywano pnie drzew.
Dawniej na Krajnie przygotowania do świąt rozpoczynały się już z miesięcznym wyprzedzeniem, a dokładniej w tzw. Kozi Czwartek.
- Był to pierwszy czwartek w okresie adwentu. Chłopi przebierali się za różne postacie, takie jak kogut, jak bocian, diabeł, cygan. Chodzili po domach i bardzo ważna była żywa koza, prowadzona na postronku, która była symbolem postronku - tłumaczy Katarzyna Józefowska z Muzeum Ziemi Złotowskiej.
- Był to pierwszy czwartek w okresie adwentu. Chłopi przebierali się za różne postacie, takie jak kogut, jak bocian, diabeł, cygan. Chodzili po domach i bardzo ważna była żywa koza, prowadzona na postronku, która była symbolem postronku - tłumaczy Katarzyna Józefowska z Muzeum Ziemi Złotowskiej.
Chłopi byli częstowani jedzeniem i piciem. W Wielkopolsce Święta Bożego Narodzenia nazywa się także „Gwiazdką” lub „Godami”. Chaty wcześniej dokładnie sprzątano i dekorowano. Na próżno szukać w nich jednak było choinki.
- Choinka przyszła do nas dopiero w XIX wieku, więc na Krajnie bardzo popularną role odgrywały podłaźniczki. To były gałęzie świerkowe lub ścinane czubki choinki i zawieszane na suficie - przypomina Katarzyna Józefowska.
Podłaźniczki dekorowano piernikami, orzechami, wstążkami, jabłkami oraz dekoracjami z bibuły. W rogach izby stawiano także snopki słomy. Gdy na niebie rozbłysła pierwsza gwiazda zasiadano do wieczerzy. Stół nakrywano białym obrusem. Pod nim kładziono siano i słomę. W trakcie wieczerzy dominowały postne potrawy z grochu, kaszy, grzybów i kapusty, ale także te z makiem i miodem. Podawano makiełki, siemieniatkę czyli zupę z siemienia lnianego czy z suszu. Liczba potraw na stole była różna.
- Zależała od zamożności gospodarza. W biedniejszych chałupach były to trzy, cztery potrawy, natomiast w bogatszych liczba sięgała dziewięciu czy dwunastu. Tutaj mamy nawiązanie do dwunastu apostołów - mówi Joanna Medycka z Muzeum Kultury Ludowej w Osieku.
Przy stole zostawiano jedno puste miejsce, ale nie dla wędrowca, a duszy zmarłych krewnych, które jak wierzono odwiedzały wtedy swoich bliskich. Na talerzyku zostawiano im trochę wigilijnego jedzenia. Po wieczerzy gospodarz plótł słomiane powrozy, którymi po pasterce obwiązywał drzewa w sadzie, aby obrodziły w przyszłym roku.
- O północy wierzono na Krajnie, że bydło rozmawia ludzkim głosem, ale tej mowy nie należało podsłuchiwać, ponieważ wierzono, że ten kto tę mowę usłyszy, to pożegna się ze światem doczesnym - tłumaczy Joanna Medycka.
Wierzenia te mają związek z tradycją kościelną. Jezus miał przyjść na świat w ubogiej stajence otoczony właśnie zwierzętami. Stąd tradycja stajenek. A księża zwracają uwagę na duchowy wymiar tych świąt. Bo Jezus...
- W imię, którego się gromadzimy, że to będzie ten, który wniesie pokój, pokój, którego świat nam dać nie może, bo nie da. On przynosi pokój. Pokój w sercu i pokój wobec drugiego człowieka. To jest istota świąt, abyśmy świętowali z Bogiem, pośród nas - mówi ks. Stanisław Oracz, proboszcz parafii pw. Najświętszej Maryi Panny Wspomożenia Wiernych w Pile.
Aby zgodnie z tradycją chrześcijańską człowiek mógł się stawać podobny do Boga i czynić dobro.
Komentarze
Zobacz także