Niektórzy o nim słyszeli, inni nie wiedzą nic. Historia Feliksa Świątka z Krzyża Wielkopolskiego przez lata była owiana tajemnicą. Szef krzyskiego oddziału Służby Ochrony Kolei zginął tragicznie z rąk czerwonoarmistów.
9 września 1945 roku do jednego z pociągów stojących na stacji kolejowej w Pęckowie weszła grupa radzieckich żołnierzy. Ograbili i pobili pasażerów składu. Zaalarmowani funkcjonariusze SOK chcieli odebrać im zrabowane łupy. Doszło do przepychanek. Po pewnym czasie pociąg ruszył w dalszą drogę do Krzyża Wielkopolskiego.
– Oni tak naprawdę porwali pociąg z ludźmi, którzy się w tym pociągu znajdowali. Były to osoby cywilne. Nie była to sytuacja odosobniona. Takie sytuacje się zdarzały - wspomina Tomasz Molenda, nauczyciel historii
Na krzyskim dworcu z czerwonoarmistami chciał negocjować ówczesny komendant SOK Feliks Świątek. W pewnym momencie padł strzał. Zakrwawiony sokista osunął się na ziemię. Został dobity bagnetem. Wywiązała się strzelanina. Zginęło kilku Polaków i kilku Rosjan. Pogrzeb zamordowanego Świątka był wielką antysowiecką manifestacją. Historia tego tragicznego wydarzenia była jednak przez wiele lat zapomniana.
Przez lata komunizmu na temat Feliksa Świątka nie było można mówić. Po wojnie panowała zmowa milczenia. Sokiści jednak cały czas pamiętali o swoim bohaterze.
– Ci starsi funkcjonariusze Służby Ochrony Kolei, oni go cały czas wspominali. Oni cały czas nim żyli. To była dyskusja starszych i młodszych. Były zdjęcia, tylko te zdjęcia gdzieś zaginęły. - mówi Jerzy Rembarz, były komendant Służby Ochrony Kolei w Krzyżu Wielkopolskim
Funkcjonariusze i pracownicy kolei cały czas pielęgnują grób Feliksa Świątka.