36 rekrutów z 12. Wielkopolskiej Brygady Obrony Terytorialnej każdy dzień rozpoczynało pobudką o 5.30. A kiedy o 3 nad ranem usłyszeli alarm...
– Wszyscy instruktorzy zaczęli podbiegać, krzyczeć, każdy był zdekoncentrowany, w szoku, nie wiedzieliśmy co się dzieje, ale szybko się ogarnęliśmy, zabraliśmy najważniejszy sprzęt – mówi szer. Mikołaj Koprucki.
I ruszyli w teren. Na pilskim lotnisku mieli egzamin z tak zwanej pętli taktycznej. Egzamin kończy 16-dniowe szkolenie. Tym razem prowadził je batalion z Dolaszewa.
– Oceniani są przez doświadczoną kadrę instruktorską, która wielokrotnie już realizowała w różnych batalionach zajęcia dla żołnierzy szkolenia wyrównawczego jak i podstawowego – zapewnia ppor. Łukasz Godlewski, dowódca kompanii szkolnej.
Przyszli terytorialsi musieli się zmierzyć choćby z atakiem wroga. Przez dwa tygodnie oswajali się z bronią i trenowali takie zachowania. Poznawali też zasady pierwszej pomocy medycznej na polu walki. Uczyli się, jak pomagać sobie wzajemnie podczas zagrożenia. To wszystko uczyło ich wzajemnego zaufania i działania w grupie. Czasem było ciężko...
A więc zmaganie się ze słabościami własnego organizmu. To jednak dopiero początek szkolenia.
– Jest to początek przygody z wojskiem, takie szkolenie terytorialsa trwa trzy lata, więc po tych trzech latach dopiero możemy powiedzieć, że mamy żołnierza w pełni wyszkolonego – tłumaczy ppłk Maciej Betka, dowódca 122. batalionu lekkiej piechoty w Dolaszewie.
Tych 36 przyszłych żołnierzy wstępowało do Wojsk Obrony Terytorialnej z różnych pobudek. Wielu jednak z tej determinacji czerpało dodatkową siłę.
– Mam syna 12-letniego, chciałbym być dla niego wzorem, obrona terytorialna pozwala łączyć pracę ze służbą ojczyźnie – mówi szer. Michał Ciesielski.
Po uroczystej przysiędze rozpoczną regularne szkolenia w swoich batalionach. Do Dolaszewa trafią trzy osoby. Batalion stacjonujący pod Piłą ma już niemal pół tysiąca żołnierzy.