13 grudnia 2016 roku, Robert Kolasa, dzielnicowy z Trzcianki, tak jak każdego dnia przyszedł na służbę do tamtejszego komisariatu. Tam na oczach swoich kolegów został zakuty w kajdanki i przewieziony do aresztu. Usłyszał, że jest gangsterem i przemytnikiem w policyjnym przebraniu. Miał narazić skarb państwa na stratę ponad 100 milionów złotych rocznie. Obciążały go zeznania kryminalisty.
- Był to pan, który zajmował się handlem narkotykami i bez żadnej weryfikacji, wyjaśnień trafiłem do aresztu. Mało tego, przez 6 lat nie było żadnych innych dowodów. Tylko i wyłącznie pomówienie jednej osoby na moją osobę - powiedział Robert Kolasa, były policjant.
Handlarz zeznał, że Kolasa dwa dni w tygodniu miał spędzać na promach do Szwecji, gdzie przemycał duże ilości papierosów. Mimo, że policjant w kraju trzech koron nigdy nie był, to takich dowodów nie brano pod uwagę. Wierzono handlarzowi narkotyków. Policja przeszukała dom byłego dzielnicowego. Funkcjonariusze niczego jednak nie znaleźli. Prokurator prowadząca sprawę nie zweryfikowała swojego źródła informacji. Zarzuty kierowane wobec policjanta okazały się wyssane z palca.
Kiedyś doprowadzał sprawców przestępstw przed wymiar sprawiedliwości. Teraz szuka jej tu sam. Właśnie rozpoczął się proces o przyznanie mu odszkodowania. Były policjant domaga się 950 tysięcy złotych zadośćuczynienia za niesłuszny areszt i zniszczenie kariery.