Sudan Południowy jest najmłodszym krajem w środkowowschodniej Afryce. Powstał dopiero w 2011 roku oddzielając się od Sudanu. Ostateczny rozejm z Sudanem z północy podpisano dopiero w 2015 roku, jednak na północnej granicy nadal jest bardzo niespokojnie.
Sudan Płd. jest dwa razy większy od Polski, a zamieszkuje go 13 mil. ludzi. Jest to 10 różnych ludów, mówiących 10cioma różnymi językami jak również Chińczycy i Arabowie.
Dżuba, czyli stolica jest zamieszkana przez 400 tysięcy mieszkańców. Są hotele, bazary i nawet gdzieniegdzie asfaltowe ulice. Zresztą tych ostatnich jest w Sudanie od 60 do 100 km…. Pozostałe drogi to zwykłe szutrowe trakty przejezdne tylko w czasie pory suchej. Dlatego dla miejscowych, najlepszym środkiem transportu są własne stopy, często bose, czasami uzbrojone w klapki zrobione ze starych opon, lub w wersji bogatszej Made in China.
Wszędzie panuje biurokracja, która nawet jak na afrykańskie warunki jest bardzo rozbudowana i restrykcyjna. Każdy kto ma trochę władzy, poczynając od urzędników na lotnisku, a na każdym wojskowym na checkpoincie kończąc, żąda odpowiednich pozwoleń na przejazd, wjazd i wyjazd i często dopiero odpowiednia opłata czyni papier bardziej czytelnym, a pieczątkę bardziej autentyczną.
Odetchnąć można na głębokiej prowincji, wśród rozrzuconych po sawannie wiosek. W wioskach tych, gdzie sensację wzbudza nasza biała skóra i dziwne jasne włosy nikt nie żąda papierów, ważniejszy jest ryż przywieziony z miasta, albo woda w butelkach. Pieniądze nie mają wartości. Cenniejsza jest pusta butelka, widok własnej twarzy uchwyconej na zdjęciu czy trochę jedzenia z obozowej kuchni…
Jednak dla Sudańczyków prawdziwym bogactwem są krowy i co się z tym bezpośrednio łączy, kałasznikow.
Krowa jest bogactwem, prestiżem i środkiem płatniczym. Status określa się wielkością posiadanego stada, a żony kupuje za odpowiednią ilość bydła. Kałasznikow służy do obrony tegoż bogactwa i bez tego narzędzia żaden mężczyzna nigdy nie wybiera się w drogę. Każda krowa jest oznaczona przypisanym do właściciela tatuażem. Krów się nie zabija i nie sprzedaje.
Krowy się ma i dlatego ludzie w Sudanie Południowym mogą umierać z chorób, z głodu, ale krowy nie sprzedadzą tym bardziej zabiją. Krowy wypasa się poza wioskami, w tak zwanych „cattlecampach” oddalonych od domu często nawet o 50 km. Jak kończy się pasza i woda to stado liczące kilka tysięcy sztuk przenosi się dalej. Przy wypasie pracują wszyscy mężczyźni, chłopcy i kilka kobiet, zajmujących się pracami obozowymi. W tym czasie we wioskach zostają inne kobiety, małe dzieci i starsi. Kobiety we wioskach budują chatki, szykują jedzenie, palą fajki i tańczą. Te specyficzne chatki, niewiele różniące się u każdego z plemion, wyglądają trochę jak z bajki ale nie są, są ciasne, zadymione i ciemne. Taki dom wytrzymuje od dwóch do trzech lat, potem rozpada się, oczywiście jeżeli wcześniej nie zniszczy go pożar, lub nie zjedzą go mrówki.
Dom jednej rodziny to nie tylko budynek, ale cała zagroda, oddzielona od innych zagród płotem, w Afryce ogólnie zwanym zerib. Co jakiś czas cała wieś musi przenieść się w inne miejsce, zasobne w wodę.
Spotykane w Sudanie Płd. kobiety z ludów Jie, Toposa i Boja sakryfikują swoje ciała. Są to blizny, ułożone we wzory, czym więcej ich jest i są bardziej wypukłe, tym bardziej kobieta dodaje sobie urody. W wykonaniu i wzorkach panuje dowolność, mają być ładne i spełniać swoją rolę wabika na potencjalnych mężów. Kobiety wychodzą za mąż w wieku 15-16 lat, przez jakiś czas nowożeńcy mogą mieszkać w zagrodzie rodziców, jednak szybko muszą się uniezależnić i założyć własne gospodarstwo. Dzieci od małego pomagają w obowiązkach, wykształcenie jest zbędnym kosztem, a koszty to krowy, które są ważniejsze...
W Sudanie Płd. tak jest. Tak się żyje od wieków i tak żyć będzie się jeszcze długo. Życie toczy się zgodnie z cyklem dnia i pory roku, gdzie rytm narzucają krowy a bogactwo liczy się w ilości posiadanych rogów i kobiet. A turysta to jednodniowa sensacja, wybryk, ciekawostka, jednakże nie ma w Sudańczykach zazdrości, gniewu czy agresji, jest śmiech, ciekawość i chwila odmiany od tak podobnych do siebie dni.
fot. Grzegorz Bogdański
Komentarze
Zobacz także