Muzyka dla luteranów była i jest bardzo ważna, nie tylko w liturgii. Uważają, że to czego nie można powiedzieć, wręcz trzeba przekazać muzyką. Bez niej kościoły byłyby puste. I gdy tylko ewangelicy wybudowali kościół w Pile, zabrali się za zakładanie chóru.
- Po wybudowaniu kościoła, ten kościół byłby sztuką dla sztuki i stałby pusty. Kościół trzeba ożywiać, tak więc, muzyka jest jedną z tradycji ewangelickich, która od początku weryfikowała życie każdej parafii - tłumaczy ks. Tomasz Wola, proboszcz parafii ewangelicko-augsburskiej w Pile.
Początki nie były łatwe. Trzeba było znaleźć chętnych. A nie wszyscy mieli wokalne zdolności.
- Ponieważ nie było ich zbyt wiele tych osób, więc wykorzystaliśmy każdy z tych materiałów, jaki nam się pojawił. Cieszę się bardzo. Część z tych ludzi sama zrezygnowała, ale mam wrażenie, że większość tych ludzi śpiewa do dzisiaj - mówi Waldemar Ratajczyk, pierwszy dyrygent.
A jeśli już nie śpiewają to przychodzą na koncerty, które w kościele gromadzą sporą publiczność. Nie tylko wierni przychodzą posłuchać, jak chórzyści zmagają się nie tylko z klasycznym repertuarem.
Przez te 10 lat chór się rozrósł. Jaki mają przepis na dobre wykonanie?
- Złapać harmonię z innymi głosami, ale też nie można siebie w tym zgubić, tak jak nasza dyrygentka podkreśla, że każdy jest solistą tutaj i każdy głos jest ważny, każda osoba jest ważna - opowiada Izabela Beszterda, chórzystka.
A dla nich najważniejsze są spotkania ze sobą, nie tylko występy na scenie.
- To na czym się skupiamy to to by być ze sobą, bo to chcemy robić, bo to możemy robić i lubimy to robić. Lubimy ze sobą przebywać, lubimy ćwiczyć, lubimy śpiewać, lubimy muzykować. Amatorsko, bo amatorsko, ale jednak muzykowanie - przyznaje Rafał Tomczyk, chórzysta.
I to z sukcesami. Pilski chór luterański zdobywa coraz więcej nagród na ogólnopolskich festiwalach.