W Powstaniu Wielkopolskim działały także kobiety. Córki, matki i babcie najczęściej pełniły funkcje sanitariuszek i łączniczek. Zdarzało się także, że w obliczu śmierci żołnierza, same chwytały za broń. Przejrzeliśmy historię kilku z nich, działających w północnej Wielkopolsce.
– Jest takie stare powiedzenie. Mężczyzna w domu jest głową, a kobieta szyją. To w przypadku powstania wielkopolskiego w pełni się sprawdziło - mówi wiceprezes wielkopolskiego oddziału Towarzystwa Pamięci Powstania Wielkopolskiego w Poznaniu Roman Grewling. A szyja zaczęła kierować głową w pierwszej kolejności namawiając ją do udziału w zrywie. - W wielu przypadkach, które udowodniono to właśnie kobiety, żony mówiły “Franek, powstanie jest, a Ty w chacie siedzisz? Do powstania!”. Kobiety po prostu mobilizowały niektórych mężczyzn - dodaje Grewling,
Same zajmowały się pracą w polowych szpitalach. Były też łączniczkami. Przemycały broń i kolportowały patriotyczne czasopisma. Część z nich odpowiedzialna była za przygotowywanie jedzenia. Gotowały na dworcach i w prywatnych mieszkaniach. Kuchnię dla walczących czarnkowian otworzyła m.in. Janina Szuldrzyńska. - Zrobiła kuchnię w Lubaszu. Wspomagała też finansowo. Zakupiła materiał na jednolite umundurowanie kompanii lubaskiej. Wspomagała także podwodami - wyjaśnia starszy kustosz Muzeum Okręgowego w Pile Marek Fijałkowski. Czyli dostarczała środki transportu dla walczących Polaków. Na przekazanych przez nią wozach konnych powstańcy przedostawali się w rejony walk szybciej niż piechotą.
Inną rolę w powstaniu pełniła Leokadia Wiśniewska. Wstąpiła wraz z braćmi do kompanii gołanieckiej. Pomagała opatrywać rannych żołnierzy. - Uratowała nawet jednego z rannych powstańców, którego pozostawiono na placu boju. Ona samodzielnie w nocy wyszła na pole bitwy, ściągnęła go i w ten sposób uratowała mu życie - tłumaczy kustosz. Później jako łączniczka odpowiadała za przekazywanie wiadomości pomiędzy poznańską i pilską Radą Ludową, czyli organami polskiej władzy cywilnej. Młoda Leokadia w kompanii poznała także swojego przyszłego męża, z którym kilka lat później wzięła ślub.
Choć powstanie było również powodem rozpadu związków, szczególnie tych polsko-niemieckich. Stanisława Zagierska była żoną niemieckiego fotografa. Mężczyzna sprzeciwił się powstaniu. Zagierska odeszła od męża i zaczęła pomagać walczącym. - Organizuje także kursy z zakresu higieny, udzielania pierwszej pomocy. Przyłącza się do powstania. Pisze pamiętniki. W tych pamiętnikach pisze, że nawet za środki własne kupowała broń - mówi regionalistka Izabela Bobińska. Organizowała zbiórki opatrunków i medykamentów. Kupioną karetką woziła rannych żołnierzy do szpitala w Czarnkowie. I to właśnie stamtąd pochodzi najwięcej historii dotyczących kobiet w powstaniu. Panie prowadziły pralnię i szwalnię mundurów. Choć nie tylko... - Jest jeden przypadek, w którym wiemy, że kobieta chwyciła za broń. W czasie walk o Czarnków sanitariuszka Józefa Frach, starając się chronić rannego żołnierza, którym się opiekowała, znalazła się pod ostrzałem i chwyciła za broń, aby ostrzeliwać wrogów - opisuje Mikołaj Kułakowski z Muzeum Ziemi Czarnkowskiej.
Takich bohaterek na powstańczym szlaku jest więcej. Często pomijane w tej historii kobiety, przyczyniły się do ostatecznej wygranej. Historycy szacują, że w walkach lub w pomocy walczącym zaangażowało się blisko tysiąc pań. Można jednak domniemywać, że było ich znacznie więcej. Wiele z nich pozostało bezimiennymi bohaterkami.