Trzy dromadery i jeden samolot patrolowy obsługuje czterech pilotów. Są ze szczecińskiego Aerogryfu...
– I Ci ludzie nie mają urlopów, nie mają wolnych sobót, wolnych niedziel, są 24 godziny praktycznie, 7 dni w tygodniu przez 180 dni na dyżurach bojowych, w gotowości bojowej. Jest to praca bardzo żmudna, bardzo uciążliwa, dlatego jak państwo widzicie średnia wieku przekracza 70 lat – przyznaje dr inż. Sławomir Majewski, naczelnik wydziału ochrony lasu w RDLP w Pile.
Tu pracują i tu mieszkają. Każdy ma własny pokój, wspólną kuchnię i łazienkę... Jak sami żartują – prowadzą “kawalerskie” życie...
– Raz na 5, 6 dni jedziemy do domu w ciągu miesiąca – mówi Mieczysław Olszewski, pilot.
Wszyscy są szybownikami i pilotami małych samolotów z bardzo dużym doświadczeniem. Już dawno na emeryturach.
– Emerytury nie są aż tak wysokie, no wiadomo, człowiek chciałby tych pieniędzy na stare lata dorobić, a po drugie, no firma też potrzebuje, brakuje młodych ludzi, nie ma młodych ludzi w naszym zawodzie, w tym agrolotnictwie, bo jest w tej chwili bardzo trudno zdobyć nalot potrzebny do tej pracy do latania na dromaderach – tłumaczy Mieczysław Olszewski.
Pilot dromadera musi wylatać 500 godzin. A nie jest to łatwe. Młody pilot z mniejszym doświadczeniem bez problemu znajdzie lepiej płatną pracę w dużych liniach lotniczych. No i robi się problem. Tym bardziej, że praca w agrolotnictwie jest wymagająca...
To podczas pożarów. Ale ci piloci także dokonują oprysków na brudnicę mniszkę i barczatkę sosnówkę. Na obszarze 10 tysięcy hektarów. Wówczas trzeba...
– Przyzbroić całą maszynę pod skrzydła, zakłada się atomizery, czyli takie rzeczy, które rozpylają nam tę dawkę środka z wodą i wtedy lata się rano lub wieczorem – wyjaśnia Jerzy Pikulski.
Bo wtedy mniej wieje. Opryskują...
– Środkami w stu procentach biologicznymi, całkowicie nieszkodliwymi dla środowiska, całkowicie nieszkodliwymi dla ludzi. Nie będą wprowadzone żadne okresy karencji – tłumaczy dr inż. Sławomir Majewski.
I co najważniejsze – bez potrzeby wprowadzania zakazu wstępu do lasów.
– Bo zakaz wstępu do lasu jest po pierwsze społecznie dokuczliwy, a po drugie uderza tylko i wyłącznie w uczciwych tak, każdy z nas ma telefon komórkowy, jeżeli zachowujemy się, normalnie i jesteśmy w lesie i widzimy zagrożenie to dzwonimy. W związku z tym wolę mieć setkę uczciwych ludzi z telefonami komórkowymi niż tych uczciwych wygonić z lasu, a zostawić las otwarty dla podpalacza – przyznaje naczelnik wydziału ochrony lasu w RDLP w Pile.
Bo podpalenia są wciąż najczęstszą przyczyną pożarów lasów.
Komentarze
Zobacz także