Widzowie podczas pikniku mogli zajrzeć do środka średniowiecznej osady. Wybijano tam tradycyjną metodą monety, były też drapieżne ptaki, używane w średniowieczu do polowań.
Podczas pikniku była okazja, by przenieść się kilka wieków wstecz.
– Pikniki plenerowe są idealną okazją do tego, żeby zwłaszcza rodzinom z dziećmi, młodzieży, za pomocą żywej lekcji pokazywać historię naszego regionu oraz całej Polski – mówi Kamila Krzanik-Dworanowska, dyrektorka Muzeum Ziemi Złotowskiej.
Półwysep Rybacki wypełniła też husaria. Te elitarne oddziały były w XVI i XVII wieku najskuteczniejszą formacją kawaleryjską w historii światowej wojskowości. Husarze wyróżniali się skrzydłami przymocowanymi do zbroi.
– Te skrzydła w pewien sposób powiększały tego husarza, więc kiedy wróg widział wielu najeżdżających na niego takich husarzy wydawało mu się, że jest ich dużo więcej, ale te skrzydła miały też pewnego rodzaju symbolikę – tłumaczy Iwan Klekis, pułkownik chorągwi husarskiej województwa kujawsko-pomorskiego.
W boju taki husarz używał charakterystycznej broni...
– Była to kopia husarska, miała ona ponad 6 metrów długości, więc utrzymanie takiej kopii nie było łatwe. Oprócz kopii miał jeszcze szablę, miał koncerz, pałasz, dwa pistolety w olstrach, które wyjmował i strzelał z nich na potrzebę. Także był takim, można powiedzieć, czołgiem nie do zatrzymania – przekonuje Iwan Klekis.
W husarii służyli jedynie starannie wyselekcjonowani i najdzielniejsi młodzi przedstawiciele rodów szlacheckich.
– Cała historia zaczęła się od Węgrów. Węgrzy zaczęli bawić się w husarię tylko, że im to nie wychodziło. Polacy podłapali, a że jesteśmy narodem bitnym, tak wyszło, że przez 150 lat husaria praktycznie nie była zwyciężona – mówi Mieczysław Struski, chorąży chorągwi husarskiej województwa kujawsko-pomorskiego.
Skrzydlata kawaleria nie byłaby tak wyjątkowa i skuteczna, gdyby nie długie kopie. Tą bronią wojownicy mogli zabić nawet kilku wrogów jednocześnie. Budzili, więc na polu walki nie tylko uzasadniony strach, ale i podziw wrogów.