Zmiana klimatu to nie tylko globalne ocieplenie, ale przede wszystkim natężenie zjawisk ekstremalnych: wysokie temperatury na przemian z niskimi, susze i za chwilę ulewy, huragany i nawałnice... Tego wszystkiego już jesteśmy świadkami.
- Wciąż w okolicach Warszawy poziom wody w Wiśle mamy na poziomie 50 cm, to jest blisko najniższego rekordu, który właśnie niedawno padł. Natomiast mamy nadmiary wody w zlewni Odry, więc taka kontrastowość będzie narastać i trzeba się z tym liczyć to jest zmiana klimatu - fizyczne zjawisko - mówi dr hab. Bogdan Chojnicki z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.
Zjawisko, którego coraz częściej będziemy odczuwać skutki. Powodzi nie mogliśmy uniknąć, bo kotlina Kłodzka ma takie a nie inne ukształtowanie terenu. Ale można było, zdaniem klimatologa, zminimalizować skutki tych gwałtownych zjawisk pogodowych.
- Powinniśmy przede wszystkim stosować te rozwiązania naturalne mam na myśli odsunięcie się od rzek albo zaakceptowanie rzek. Trochę inne myślenie o wodzie. Bardziej myślenie w kategorii takie współżycia z wodą, my od kilku dni obserwujemy kolejny raz walkę z wodą, którą w wielu miejscach przegrywamy, i to się będzie dalej działo - dodaje dr hab. Bogdan Chojnicki.
Najpierw rozwiązania naturalne później techniczne – przekonuje klimatolog. A więc nie budowanie olbrzymich zbiorników retencyjnych, a wykorzystywanie naturalnego potencjału rzek do ich rozlewania.
- Woda powinna zostać zatrzymana w tym miejscu, gdzie spada, nie łapana w tych dużych zbiornikach zaporowych, Do pewnego momentu zbiornik nas chroni, ale przy tak dużych opadach, jakie w związku ze zmianami klimatu będą pojawiały częściej ten zbiornik jest zagrożeniem dla całego terenu położonego poniżej zbiornika - tłumaczy dr Paweł Owsianny, dyrektor Nadnoteckiego Instytutu UAM w Pile.
Tu duża rola leśników. Bo to oni na terenie całego kraju budują w lasach różnego rodzaju zastawki, by naturalne wgłębienia wypełniały się deszczówką.
- A ta górska retencja ma zbawienny wpływ na to, co się dzieje na południu, czyli powstrzymuje te falę, częściowo oczywiście, bo nie jest całkowicie zrealizowane, częściowo powstrzymuje te fale powodziowe - wyjaśnia Janusz Grabowski, nadleśniczy Nadleśnictwa Lipka.
- Przy takiej ilości wody, a spadło 400 litrów na metr kwadratowy, nie ma takich drzew, które by to zatrzymały. Oczywiście ta szorstka struktura spowalnia spływ wody, natomiast nie takich ilości - mówi Tomasz Partyka, dyrektor Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Pile.
Poza tym sierpniowe upały doprowadziły do wysuszenia gleb.
- Jeżeli mamy bardzo przesuszone tereny i grunty i ta woda nie jest w stanie nam wsiąknąć. Do tego zabudowa koryt rzek, wąskie przełęcze, przepusty, to powoduje, że ta woda gromadzi się i bardzo dużą ilość tej infrastruktury nam zabiera - wyjaśnia Adam Otręba, specjalista małej retencji z Nadleśnictwa Lipka.
A skalę zniszczeń poznamy dopiero gdy fala całkowicie się wypłaszczy i woda opadnie. Na zagrożonych terenach wciąż pracują wolontariusze oraz strażacy. Także z naszego regionu.
fot. PSP Piła
Komentarze
Zobacz także