4 lata po tragicznej śmierci chodzieskiej dziennikarki Anny Karbowniczak prokuratura zdecydowała o umorzeniu postępowania w sprawie ustalenia sprawcy wypadku. Dziennikarka zginęła nieopodal Budzynia potrącona przez samochód dostawczy.
Początkowo wszystko wskazywało, że winą zostanie obarczony 25-letni kierowca forda transita, który uciekł z miejsca wypadku nie udzielając poszkodowanej pomocy. Zatrzymany przez policję następnego dnia nie dość, że ze wspólnikami dokonywał napraw w samochodzie mające zatrzeć ślady, to - jak się później okazało - był pod wpływem amfetaminy. Okoliczności wydawały się jednoznaczne, ale nie dla biegłych - w sumie trzech niezależnych zespołów. Ich niejednoznaczne opinie wymusiły na prokuraturze decyzję o umorzeniu. - Opinie nie są kategoryczne, bo sami biegli stwierdzili, że
materiał dowodowy jest niepełny, nie są wystarczające ślady, nieprecyzyjnie wymiarowane, czy wadliwie przyjęte stałe punkty odniesienia i stąd biegli nie są kategoryczni w swoich wnioskach - wyjaśnia rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Poznaniu Łukasz Wawrzyniak.
Brak tej kategoryczności oznacza, że nie można jednoznacznie wskazać sprawcy, a więc nie można też mówić o mataczeniu czy utrudnianiu prowadzenia śledztwa. - Nie wszystkie ślady da się od razu na miejscu zdarzenia zabezpieczyć, a wcześniej ujawnić, więc biegli wskazują, że jest to powód dla których opinia nie jest kategoryczna, a my niestety musimy działać w oparciu o dowody i tylko w sytuacji pewności i kategoryczności stwierdzeń biegłych możemy kierować akt oskarżenia - dodaje rzecznik. Dlatego Prokuratura Okręgowa w Poznaniu sprawę umorzyła. Od tej decyzji przysługuje odwołanie.