Najpierw busem do Warszawy, potem samolotem do Amsterdamu. Przez 12 godzin, aż do Limy nad Ocean Spokojny. I znów samolotem — tym razem do Cusco, które w miejscowym języku keczua oznacza po prostu pępek świata.
- Nie spodziewałem się aż tak wielkiej wyprawy i tego, że będzie to aż tak dalekie miejsce. Myślę, że nikt z nas, siedzących tutaj, jeszcze tak daleko się nie wybierał - stwierdził Piotr Przybylski, uczestnik wyprawy na Machu Picchu.
Machu Picchu – stare miasto inkaskich władców – to spełnienie marzeń dla wielu. Dla Martyny, która od dziecka spędzała długie godziny na rehabilitacji przy muzyce andyjskiej, ta wyprawa to szczyt szczytów jej pragnień.
- Ta kultura jest mi bardzo bliska sercu, i gdybym mogła się urodzić w innej kulturze, to właśnie byliby to Indianie. Zawsze ciągnęło mnie do Peru i w góry Andów - wyznała Martyna Poźniak, uczestniczka podróży.
- Machu Picchu będzie ekstra, będę jak Hilda, dorównam poszukiwaczom przygód, o których mama mi czytała w książkach - powiedział Mateusz Symański, uczestnik wyprawy.