To sprawa sprzed dwóch lat. Wtedy to Specjalny Ośrodek Szkolno-Wychowawczy w Pile otrzymał dotację z Powiatowego Urzędu Pracy na przeszkolenie dwudziestu pracowników. Zewnętrzna firma miała przeprowadzić z nauczycielami zajęcia z terapii zajęciowej z elementami arteterapii. Według dokumentów pracownicy szkolenie przeszli, a za tę usługę wystawiono fakturę.
- O tym, że szkolenie się nie odbyło dowiedzieliśmy się dopiero w październiku, kiedy wpłynął wniosek - mówi Ewa Dorna, dyrektorka Powiatowego Urzędu Pracy w Pile
W którym jeden z pracowników szkoły specjalnej zapytał Powiatowy Urząd Pracy, czy wspomniane szkolenie w ogóle się odbyło.
- Oprócz tego była też jedna osoba z ośrodka z zapytaniem, czy była na wykazie osób, które miały być przeszkolone. Ten pan stwierdził, że nie było takiego szkolenia, a on na tym wykazie również był - dodaje dyrektorka.
PUP zarządził kontrolę, która wykazała, że wbrew przedstawionej dokumentacji, szkolenia jednak nie było. Sprawa trafiła do porządku obrad nadzwyczajnej sesji Rady Powiatu w Pile. Radni mieli wiele pytań do dyrektorki Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w Pile Małgorzaty Bazelak.
- Przeze mnie - odpowiedziała dyrektorka.
- I przez dwa lata nie można było zrealizować tego szkolenia? - dociekała radna.
- Tak. Nie miałam kontaktu z firmą - tłumaczyła dyrektorka.
Ostatecznie jednak z firmą szkoleniową udało się jej skontaktować.
- Koordynator szkolenia przyjechała do ośrodka i poinformowała pracowników, że nie zrealizowali szkolenia w terminie i chcieliby je rozpocząć od września lub października, w zależności jak będziemy dysponować czasem - wyjaśnia Małgorzata Bazelak.
Nie zmienia to jednak faktu, że dyrektorka szkoły przedstawiła w urzędzie pracy rozliczenie projektu wraz z listą osób rzekomo biorących w nim udział.
- To jest nie do pomyślenia, żeby ktoś na takim stanowisku jak pani nie wiedział co podpisuje. To są publiczne pieniądze - podkreśla Grażyna Sobieraj, wiceprzewodnicząca komisji budżetu Rady Powiatu w Pile (Koalicja Obywatelska). Teraz powiat musi zwrócić pieniądze do Powiatowego Urzędu Pracy. Urząd zażądał zwrotu dofinansowania wraz z odsetkami. Kwota jest niemała, bo to niemal 58 tys. zł. Sprawę wyjaśnia teraz także prokuratura.