Święta w kulturze ludowej zawsze były szczególnym, magicznym czasem, w którym przenikają się światy fizyczny i duchowy. W Wielkopolsce Boże Narodzenie nazywano także „Gwiazdką” lub „Godami”. Tutaj prezenty przynosił Gwiazdor.
- A nie tak jak w innych regionach Mikołaj, Aniołek bądź Dzieciątko. Gwiazdor jest więc charakterystycznym elementem. Gwiazdor przynosił dzieciom skromne podarunki. Zazwyczaj były to orzechy, jabłka czy pierniki - mówi Kamila Krzanik-Dworanowska, dyrektorka Muzeum Ziemi Złotowskiej.
Jednak zanim dzieci dostały podarki, musiały wykazać się znajomością pacierza. Niegrzeczni dostawali rózgą. Przygotowania zaczynano z dużym wyprzedzeniem. Chaty wcześniej dokładnie sprzątano i dekorowano. Na próżno szukać w nich jednak było choinki.
- Choinka to jest stosunkowo późny wynalazek, który przywędrował z Niemiec. Wcześniej w chałupach była słoma, snopy zboża i podłaźniczka, czyli ścięty czubek czy to świerku, czy sosny podwieszony pod sufitem - Maria Kuchta z Muzeum Kultury Ludowej w Osieku nad Notecią.
Podłaźniczki dekorowano piernikami, orzechami, wstążkami, jabłkami oraz dekoracjami z bibuły. Gdy na niebie rozbłysła pierwsza gwiazda zasiadano do wieczerzy. Stół nakrywano białym obrusem. Pod nim kładziono siano i słomę. W trakcie wieczerzy dominowały potrawy postne. Na niewielu stołach pojawiały się jednak ryby.
Przy wigilijnym stole nie mogło zabraknąć wolnego miejsca dla zbłąkanego wędrowca. Tym według dawnych wierzeń miała być dusza zmarłego członka rodziny.
- Bardzo bogaty w zwyczaje i przesądy był również okres pomiędzy Wigilią, a świętem Trzech Króli. Ten okres zwany dwunastnicą obfitował w wiele obrzędów, magicznych wróżb m. in. przepowiadana pogodę na najbliższe miesiące - mówi Kamila Krzanik-Dworanowska, dyrektorka Muzeum Ziemi Złotowskiej.
W tym czasie po wsi chadzali kolędnicy. Przebierańcy zakładali różne stroje symbolizujące kozła, niedźwiedzia, bociana, kominiarza a nawet diabła czy śmierć. Nieprzyjęcie kolędników źle wróżyło, dlatego każdy otwierał przed nimi drzwi swojej chaty.