Jeśli się rozprzestrzeni to będzie prawdziwa bomba atomowa dla hodowców. Pryszczyca wykryta u naszych południowych sąsiadów postawiła w stan alarmowy polskie służby weterynaryjne. Także te nasze, lokalne.
Spokojnie, żadnych ognisk pryszczycy w północnej Wielkopolsce nie wykryto. Ale zjadliwość tej choroby każe “dmuchać na zimne”. I taki właśnie był cel spotkania, które zorganizowano w Sarbii, w gminie Czarnków.
- Dzisiaj, ze względu na to, że coraz mocniejszy problem robi się pryszczycą u naszych południowych sąsiadów i dlatego to spotkanie. Wyszliśmy naprzeciw dla rolników, żeby pani lekarz powiatowa weterynarii przedstawiła ten problem w szerszym zagadnieniu i w jaki sposób planują walkę z tą chorobą - mówi Krystian Szyler, przewodniczący Wielkopolskiej Izby Rolniczej w Czarnkowie.
Ostatni potwierdzony przypadek pryszczycy w Polsce wystąpił w 1971 roku. Od tego czasu nasz kraj jest uznany za wolny od choroby przez Światową Organizację ds. Zdrowia Zwierząt. Niestety, pryszczyca jest chorobą na tyle groźną, że zwalcza się ją urzędowo.
- Może ona w stu procentach nie jest śmiertelna, ale jest to choroba, która atakuje dużo gatunków zwierząt. Na pewno naszą intencją nie jest straszenie my po prostu przypominamy producentom, że zawsze bioasekuracja powinna być w gospodarstwie przestrzegana - przypomina Małgorzata Boska, powiatowa lekarz weterynarii w Czarnkowie.
W bioasekuracji duże doświadczenie mają producenci mięsa wieprzowego, którzy chroniąc swoje zwierzęta przed ASF już od dawna stosują środki ochrony. Do najpowszechniejszych należą maty nasączone sodą kaustyczną. W przypadku pryszczycy takie rozwiązania będą musieli wprowadzić hodowcy praktycznie wszystkich zwierząt. Wielkopolska Izba Rolnicza nie tylko zapowiada kontynuację szkoleń w innych gminach, ale także przygotowuje materiały instruktażowe, które wyjaśnią jakie zasady bioasekuracji należy wprowadzić w gospodarstwie lub firmie.
Komentarze